niedziela, 7 września 2014

Morskie Oko, Morskie (sk)oko.

Minął już prawie miesiąc od naszego wyjazdu do Zakopanego, a moje wspomnienia są nadal tak żywe, jak dzień po powrocie do domu.
Zakopane i 15 sierpnia znaczy zawsze napływ turystów maści wszelakiej. I tak można spotkać turystów zagranicznych, Polaków z muchami w nosie (czyt. robimy wszystko dla szpanu i udajemy, że jesteśmy lepsi od reszty), Polaków typowych (czyt. piwo w ręce, skarpetki i sandały), rodziny z dziećmi (a raczej matki z dziećmi plus ojciec w gratisie), emerytów, młodzież no i oczywiście (moi ulubieńcy) dresiki z mianiurkami.
Krupówki, jak to Krupówki, nie wypada się nie pokazać jak już się jest w Zakopcu. Warto się przejść, zrobić sobie zdjęcie - samemu lub z Kubusiem Puchatkiem za niewielką opłatą - zjeść coś w jednej z miliona restauracji i kupić sobie jakąś kiczowatą pamiątkę.
Oczywiście istnieją też inne atrakcje. Można wyruszyć w góry na wycieczkę na przykład. I tak właśnie postanowiliśmy zrobić, a że pogoda dopisała to wybór był łatwy - jedziemy do Morskiego Oka.
10 złotych za busik w jedną stronę, 5 złotych za wejście do Parku Narodowego i przed nami 9 km pięknych widoków. Ale, ale... mówiąc widoki na myśli mam nie tylko krajobraz ale też "polską śmietankę turystyczną". Kto bardziej chętny napatrzy się do woli. Mam nadzieję, tylko, że zbytnio się nie zainspiruje. Bo tak... mamy wspomniane już matki z dziećmi w wózkach plus ojciec w gratisie. Dziecko płacze, matka się denerwuje, a ojciec krzyczy, że dziecko płacze. W takich "zgranych" parach wyróżnić możemy też kilka typów matek: matka polka (weźmie dziecko na ręce dla spokoju wszystkich spacerujących), matka... rzucająca mięsem (dziecko nie zrozumie, bo za małe, ojciec ma ją gdzieś, wszyscy inni mają słabego poziomu rozrywkę), matka "mam inne rzeczy na głowie niż płaczące dziecko" (odda dziecko ojcu i po sprawie). Są jeszcze "matki lachony", które przez 9 kilometrów będą pchać wózek na szpilkach, w mini spódniczce, obwieszone biżuterią... aż człowiek zaczyna się zastanawiać, czy Morskie Oko to przypadkiem nie jest jakaś nazwa dyskoteki, do której prą tłumy.
Oprócz wspomnianych matek, są też rodziny wielopokoleniowe, parki, emeryci, grupki znajomych i mało znaczące mniejszości. Bywają też turyści zagraniczni, którzy stanowią atrakcję dla pozostałych, tak jakby nikt nie słyszał nigdy wcześniej obcej mowy. Zaczynają się ukradkowe spojrzenia i szepty "Ej, patrz... oni nie są z Polski, a idą do Morskiego". No i co z tego? Zapłacili to i idą, kto im zabroni?
Są też tzw. wygodni turyści. Mają kasę, mają miejsce w bryczce z koniem. Komentować nie będę, przytoczę tylko komentarz jednego dresika z piwem w ręku, który szedł obok nas: "Oni tak jadą tą bryczką i się na nas patrzą i myślą, że my się na nich patrzymy, że są tak zajebiści, że mają kasę na bryczkę, a my się na nich patrzymy tylko dlatego, że są tak zajebiście głupi".
A tuż nad Morskim Okiem... zdjęcie na zdjęciu zdjęciem pogania. "A to zrób mi jeszcze zdjęcie w takiej pozie, a to może jeszcze tak, a to wiesz co, kucnę sobie na tym kamieniu i jeszcze tak. A to może jeszcze ten profil. A to jeszcze jak masz siłę to z tej strony". I w ten sposób laska ma 100 zdjęć na fejsa, a kolesiowi zrobiła 2 i musi się biedak cieszyć, że zamiast 5 minut był w centrum uwagi aż całe 3 sekundy.
Wracając z Morskiego można podziwiać "Zakopane fashion weekend". A jak już się tak napatrzymy, to (gwarantuję!!!) nie będziemy mieć w przyszłości problemów z rozpoznaniem za granicą "Prawdziwego Polaka".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz