niedziela, 14 września 2014

Lubię, bo to Twoja pasja

Nie wiem, czy jest dla mnie coś bardziej irytującego niż brak pasji u innych osób. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć osoby, które otwarcie się do tego przyznają, bez żadnej hipokryzji. Rozumiem, że ktoś może się nie interesować literaturą, filmem, podróżami, kulturą innych krajów, sportem. Nie każdy też musi dobrze gotować, czy robić fajne zdjęcia. Rozumiem, że dla niektórych ludzi ich pasją, a raczej jej brakiem, jest praca. Trochę to smutne, ale jestem w stanie to zaakceptować. Rozumiem, że niektórzy nie mają potrzeby samorozwoju. To nawet i dobrze, bo nie wszyscy są tacy sami, a świat może być dzięki temu różnorodny. Rozumiem też ludzi, dla których jedynymi "rozrywkami" w życiu są praca, dom, a po pracy w domu... telewizor. Rozumiem!
Ale nie jestem w stanie pojąć i zaakceptować hipokryzji związanej z "nienawidzę gotować, ALE poznałam chłopaka, który lubi dobrze zjeść i od dzisiaj jestem kucharką roku, bo muszę mu się przypodobać" albo "nie lubię oglądać filmów, nie znajduję w tym nic inspirującego, ALE poznałam właśnie chłopaka, który interesuje się filmem i fotografią, więc postanowiłam, że pójdę na kurs fotografii dla zaawansowanych i zostanę krytykiem filmowym mimo tego, że do tej pory nie wiedziałam kto to jest Audrey Hepburn, ani co to jest Matrix".
Byłabym jeszcze w stanie zrozumieć, albo chociaż starać się zrozumieć dziewczyny (bo większość tej grupy stanowi płeć piękna), które otwarcie się do tego przyznają, które mówią: "Tak, poznałam go. Jest fajny, podoba mi się, dużo czyta, a ja przeczytałam ostatnią książkę w trzeciej klasie podstawówki i był to Janko Muzykant, więc żeby mu zaimponować chcę chociaż wiedzieć o czym jest Potop". Kurcze, gratulacje! Jestem z ciebie dumna. Ogólnie to mega wstyd, ale cenię cię za to, że masz odwagę się do tego przyznać.
O irytację żołądka przyprawia mnie za to tekst w stylu: "Na drugą randkę poszliśmy do muzeum na wystawę malarstwa. On maluje i to jest jego pasja, a ja nie wiem nawet kto namalował Damę z łasiczką, ale żeby mu pokazać, że jestem na jego poziomie intelektualnym, na 2 dni przed spotkaniem wykułam się podręcznika do historii sztuki... NA PAMIĘĆ! i teraz nie zagnie mnie nawet pytając kim był Wyspiański. Ale wiesz, nie zrobiłam tego dlatego, że mieliśmy iść do tego nudnego muzeum. Ja się przecież interesuję sztuką. Nie rób ze mnie takiego tępaka". No... ja pierdolę. Korona ci spadnie jak się przyznasz, że robisz to dla niego? A jak on się okaże nudziarzem i następny chłopak, którego poznasz będzie prawnikiem, to też zaczniesz czytać kodeks karny, tylko dlatego, że warto jest wiedzieć o czym stanowi polskie prawo? No bez jaj !!!
Na koniec przytoczę taką historyjkę, która zdarzyła mi się w trzeciej klasie liceum. Historia jest autentyczna. Otóż tak, w trzeciej liceum, nie pamiętam już na jakich zajęciach, uczyliśmy się jak pisać CV. A że na końcu CV warto zawrzeć swoje zainteresowania, to też wypisałam dość pokaźną listę, czym się w ówcześnie interesowałam. Skończyłam pisać, czekam na koniec zajęć i nagle koleżanka z ławki mówi do mnie: "Ej wiesz co, pomogłabyś mi trochę? Bo mam problem z zainteresowaniami. Mogę sobie spisać jakieś twoje zainteresowania, bo ja nie mam żadnych". Moja mina była zapewne drogocenna, ale udaję, że nic się nie stało i odpowiadam: "No wiesz co, nie wiem... lubisz grać w tenisa ziemnego? grasz na jakimś instrumencie? czytasz książki? lubisz robić zdjęcia? lubisz podróżować?". Na co ona zrezygnowana: "Hmmm nic z tych rzeczy, ale wiesz co, odgapię sobie te podróże".
Smutne, ale prawdziwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz