sobota, 13 września 2014

Gniewu naszego powszedniego daj nam dzisiaj

Kilka dni temu, ni stąd ni zowąd, nawiedził mnie gniew. Może nawet nie gniew, a wszelakie wkurwienie. Nie wiem dlaczego. Tak po prostu. Wstałam rano. Poszłam do pracy i się zaczęło. Naprawdę, nie wiem nawet dlaczego. Miałam ochotę udusić gołymi rękami wszystkich, którzy do mnie podchodzili i czegoś ode mnie chcieli. A że, niestety, pracuję w korpo, kontakt telefoniczny z klientem był nie do ominięcia. Za każdym razem, gdy słyszałam dzwonek mojego telefonu, powstrzymywałam się tylko, żeby nie wybuchnąć do słuchawki tekstem typu: "Odwalcie się ode mnie i więcej nie dzwońcie". Szkoda, że w sytuacjach bardzo "emergency" zachowanie tego typu w dalszym ciągu jest mało profesjonalne.
8 godzin ciągnęło się niemiłosiernie, a ja z każdą godziną stawałam się coraz bardziej tykającą bombą.
Nienawiść do siebie samej, złość, agresja do wszystkich naokoło i potrzeba płaczu stawały się coraz silniejsze. Mogłabym się przysiąc, że nie wiem skąd mi się ten humor wziął tym bardziej, że nie lubię się złościć, kłócić itp, bo niczego dobrego to nie przynosi, a marnuje energię i traci cenny czas.
W tym stanie wróciłam do domu, a że byłam tak wkurzona, że już nie mogłam, włączyłam komputer i obejrzałam "Kto poślubi mojego syna"... tak dla totalnego odmóżdżenia się. Obejrzałam cały odcinek i było mi tak wstyd, że to zrobiłam, że nikomu nawet o tym nie powiedziałam.

Czytałam ostatnio w "internetach" artykuł, że Polacy to naród najbardziej gniewny, szukający jak najmniejszej okazji, żeby ten gniew wyładować. A gdzie można go najłatwiej wyładować jak nie na ulicy, w sklepie, w tramwaju czy w urzędzie. Oooo taaak, nie ma to jak pójście do polskiego urzędu z prawdziwego zdarzenia. Kolejka przed Tobą na 15 osób, wszystkim się spieszy, a pani z okienka właśnie o 15 robi sobie piętnastominutową przerwę, bo przecież i tak o 15:30 kończy pracę, to przynajmniej sobie odpocznie. Jeśli już takiemu polskiemu gniewnemu uda się dotrzeć do okienka, to chętnie wyładuje się na urzędniczce, w wyniku czego jemu trochę ulży, ale spieprzy dzień komu innemu i przekaże to wkurzenie dalej.
Jakiś tydzień temu miałam taką sytuację - jadę na rowerze ścieżką rowerową, dojeżdżam do przejścia, widzę, że nic nie jedzie, ani nie skręca no to jadę dalej. I nagle z równoległej skręca w moją stronę "złotówa". Ja jadę, bo mam pierwszeństwo (byłam pierwsza na drodze), a złotówa do mnie: "Jak, kurwa, jeździsz gówniaro". Wkurwiłam się niebywale, pokazałam mu faka i pojechałam dalej. Tak, wiem, nieładnie się zachowałam, ale idiota mnie wkurzył. Nie mogłam tak po prostu, pojechać i udać, że mnie to nie ruszyło.
Szczerze, wolałabym, żeby nasze społeczeństwo było bardziej wyluzowane. Żyłoby się lepiej, bez nerwów, spokojnie, ludzi byliby milsi, zostawiliby pogodę w spokoju i nikt nie musiałby się zastanawiać, jak zarządzać swoim gniewem, żeby nie zrobić innym przykrości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz